PARAFIA KĘPIŃSKA POD OKUPACJĄ NIEMIECKĄ

 

O świcie 1 września 1939 r. silny warkot samolotów niemieckich, przelatujących nad miastem zwiastuje wybuch II wojny światowej. W całym mieście panuje popłoch. W tym dniu wielu wiernych wraca z nabożeństwa pierwszopiątkowego, gdzie z uwagi na powagę chwili odśpiewano suplikację. Niemcy nacierają od Rychtala przez Baranów i od Sycowa przez Bralin. Władze administracyjne opuściły miasto, tylko obok kościoła krząta się osamotniony ksiądz dziekan Ignacy Nowacki.
Nie opuścił parafii i pozostałych w mieście parafian. Pozostał wierny swemu powołaniu.

Po godz. 16.00 wkraczają regularne wojska niemieckie; słychać bicie wszystkich dzwonów kościoła katolickiego i ewangelickiego, a na ulicach słychać tylko mowę niemiecką. Tuż przed zmrokiem Polacy pozostający w mieście śpieszą bocznymi uliczkami do kościoła. Kościół prawie pełen; słychać szloch i płacz. Na stopniach przed ołtarzem Matki Boskiej leżą wierni. Przybył ks. Nowacki i uspokoiwszy wiernych zapowiedział, że w sobotę odbędzie się jak zwykle Msza św.

               W niedzielę 3 września nabożeństwa w niezmienionym porządku. Ks. Nowacki w kazaniu nawołuje wiernych, aby wracali do swych zajęć, a w jednej nauce przypomina, że Pan Jezus zmartwychwstał w trzecim dniu po śmierci. Po wotywie, około godz. 10.20 zjawili się na probostwie dwaj żandarmi i zabrali ks. proboszcza do miejscowego więzienia. Równocześnie gestapo aresztuje 20 Polaków jako zakładników i wywozi ich 7 IX 1939 r. do więzienia we Wrocławiu. W parafii pozostaje wikariusz, ks. Antoni Kozłowski.
               Stopniowo, każdego dnia wracają obdarci, zmęczeni i wychudzeni uchodźcy. Z ich oczu wyczytać można straszne przeżycia tych paru dni. Dnia 19 września przybywa transport Niemców, których władze polskie internowały jako podejrzanych członków V kolumny. Lokują ich w kościele. Interweniuje ziemianin Kurt Tschuschke, patron kościoła; lojalny wobec Polaków, dzięki niemu przenoszą ich do Domu Katolickiego.

                 17 października wraca z więzienia w Rawiczu ks. dziekan I. Nowacki, lecz 4 listopada znowu zostaje aresztowany i w kajdankach wywieziony do więzienia w Kaliszu. Dnia 1 listopada w czasie nieszporów żałobnych żandarmi niemieccy wręczają wielu rodzinom nakazy, że do godziny 14,00 następnego dnia muszą opuścić miasto i udać się za Prosnę. Tym razem mogli jeszcze zabrać ze sobą dowolny bagaż. W nocy z 5 na 6 grudnia w nieludzki sposób wysiedlono około 1200 osób. W ciągu 15 minut mają się spakować, a następnie pędzą: starców, kobiety i dzieci na dworzec kolejowy, tam lokują ich w wagonach. Pociąg rusza. Wysiedleni wyjeżdżają w kierunku Mińska Mazowieckiego śpiewając pieśń religijną.
                   W marcu 1940 r., dzięki zabiegom Wacława Hąci, ks. Nowacki został zwolniony z więzienia, udaje się do ks. prałata Martuzelskiego, proboszcza parafii Rypinek, a po opuszczeniu tej parafii przez ks. Martuzelskiego, zostaje duszpasterzem całego powiatu kaliskiego aż do śmierci 17 lipca 1943 r. Przemęczenie, grypa i zapalenie płuc skróciły niezwykle pracowity i ofiarny żywot kapłana i Polaka. Przy przebieraniu zwłok spostrzeżono na całym ciele niesamowite ślady starych tortur, jakie stosowano w czasie aresztowań i przesłuchań.
                   W kwietniu i maju 1940 r. następuje po raz pierwszy masowa wywózka mężczyzn do obozów koncentracyjnych. W nocy z 30 na 31 lipca dochodzi do ponownego wysiedlania Polaków z całego powiatu 1500 osób, w tym 120 rodzin musi opuścić miasto. W tym transporcie znalazł się wraz z rodziną Wincenty Schmidt, organista parafii kępińskiej, propagator śpiewu chóralnego. Transport skierowano do tzw. Generalnej Gubernii.

W listopadzie 1940 r. okupant przeznacza dla Polaków cmentarz katolicki, a dla Niemców cmentarz ewangelicki bez względu na wyznanie. Krzyż na cmentarzu "polskim" ścina na własny użytek rolnik Adolf Schubert. W czasie od września 1939 r. do stycznia 1940 г. pochowano 8 żołnierzy Polaków, przypuszczalnie jeńców, transportowanych do obozów jenieckich w głębi Rzeszy. Grabarz M. Malinowski zadbał, aby wszyscy leżeli w jednym miejscu. Dziś ten Grób Nieznanego Żołnierza otacza opieką młodzież kępińska. W marcu 1941 r. władze okupacyjne nakazały zburzenie pomnika 

Powstańców Wielkopolskich zbudowanego w 1934 r. Robotnicy Polacy zaproponowali architektowi niemieckiemu przebudowanie pomnika na kostnicę cmentarną. Uzyskawszy zgodę usunęli kamienne orły i dwie tablice poświęcone powstańcom. Schowali je pod śmietnikiem, a figurę Matki Bożej przenieśli do kościoła. W ten sposób pomnik-kostnica doczekał się wolności i rekonstrukcji. Nie ocalała natomiast grota Matki Bożej z Lourdes obok kościoła. Miejscowy Niemiec Herman Galas z towarzyszami niszczy ją dwukrotnie w nocy.

              Wikariusz, ks. Antoni Kozłowski otrzymuje zarządzenie z zakazem używania języka polskiego w kościele katolickim. Odtąd ewangelię czyta się po niemiecku i nie śpiewa się polskich pieśni. W związku z fałszywym doniesieniem żandarmeria aresztuje ks. Antoniego Kozłowskiego, lecz wskutek braku dowodów, zwalnia go po trzech dniach.
               Dnia 8 III 1942 r. gestapo aresztuje wszystkich oficerów (150) i podoficerów Wojska Polskiego w powiecie kępińskim i po dwumiesięcznych dochodzeniach wywozi 31 osób do Oświęcimia. W czasie przesłuchań popełnia samobójstwo Lisakowski z Bukownicy. Z obozu wróciło tylko 5 osób.

Niedziela, 22 VI 1941 r. zapisała się w historii parafii kępińskiej z powodu łapanki po Mszy św. Hitlerowcy obstawili wszystkie wyjścia z kościoła i zgromadzili wiernych na placu strażackim.
Bili, kopali, jakby ogarnął ich jakiś szał. Na placu przeprowadzili selekcję. Wszystkich nie posiadających stałego zatrudnienia wywieziono na przymusowe prace do Rzeszy. Podczas następnego nabożeństwa kościół świecił pustkami i od tej niedzieli wielu parafian zaczęło chodzić do sąsiednich parafii: Baranowa, Grębanina i Myjomic, gdzie Msze św. odprawiano jeszcze po polsku (prócz Bralina). Po kilku tygodniach na kościele w Kępnie wywieszono tabliczkę z napisem ,,Nur fur Polen", a ludzie znów wrócili do swego kościoła. Dla katolików - Niemców był przeznaczony kościół w Bralinie. Chodziły pogłoski, że kościoły będą zamykane. Tym gorliwiej katolicy uczęszczali na nabożeństwa, a te były odprawiane bardzo uroczyście. Na ostatniej Mszy św. chór kościelny zaśpiewał Te Deum, a ksiądz, zwrócony przez cały czas z Przenajświętszym Sakramentem do wiernych, modlił się i ich błogosławił. I stało się. 1 X 1942 r. aresztują wszystkich pozostałych księży w powiecie, między nimi naszego ks. Antoniego Kozłowskiego. Następnego dnia burmistrz Hans Koch zamyka kościół i zabiera klucze. Księży gromadzą w sali Sokolni i 6 października wywożą do Aleksandrowa pod Łodzią, a stamtąd do obozów.

                 Następuje teraz rabowanie kościoła. Burmistrz H. Koch zabiera dywany, miejscowy Niemiec, Bruno Dawid chodniki kokosowe i wino mszalne. Szaty liturgiczne i bieliznę przewożą do magazynu ewangelickiego. Na złom wywieziono kielichy, lichtarze, lampy, żyrandole oraz kratę żelazną z ogrodzenia. Komunikanty eucharystyczne ratuje pewien robotnik i przekazuje do kościoła w Bralinie, a wota oddaje kobiecie w Kępnie. Inny kępnianin - Polak wykrada już z magazynu kosz bielizny i ornaty.
                 Najbliższy kościół dla Polaków znajdował się w oddalonym o 20 km Doruchowie. Proboszczem był tam chory ks. Stanisław Hunt. Podczas nabożeństw głosił nauki siedząc na krześle z powodu schorzenia nóg. Wierni udawali się do Doruchowa pojedyńczo lub grupkami, a później furmankami. Wkrótce Niemcy zaczęli urządzać obławy, a zatrzymanych pielgrzymów kierowano na roboty polne. Odważniejsi jeździli do Głuszyny za Rychtalem, gdzie tamtejszy proboszcz (Niemiec) raz w miesiącu odprawiał po polsku nabożeństwa dla Polaków zatrudnionych w Rzeszy. W czasie tych nabożeństw udzielano powszechnej wspólnej absolucji i komunii św. Mimo zakazu wejścia do kościoła, na Pólku w dniach odpustu nie brakowało Polaków. Służba kościelna z opaskami na ramieniu nie wpuszczała Polaków, którzy gromadzili się w podcieniach i za ogrodzeniem. Wracając do Kępna musieli omijać szosy, szli więc drogami polnymi śpiewając już śmiało pieśni polskie.

 Ludzie, tęskniąc do normalnych praktyk religijnych z udziałem kapłanów katolickich,  organizują w mieście w prywatnych domach Msze św. i udzielanie sakramentów św. Do tych posług zapraszano ks. Antoniego Mencla z Bralina oraz ks. Witka z Rychtala. Najczęściej korzystano z posług religijnych ks. Mariana Remelskiego, b. proboszcza w Morawinie. W obawie przed aresztowaniem ukrywał się on najpierw w Ostrzeszowie pod nazwiskiem Marcina Łopaty. Następnie przybył do Kępna i przebywał u Ludwika Banaszaka (Rynek 32), a później u rodziny Katarzyny Szczęsnej (ul. Obr. Stalingradu 3). Tam doczekał się oswobodzenia Kępna i po otwarciu kościoła pracował w kępińskiej parafii.
                Hitlerowcy nie oszczędzili nawet nieboszczyków. Zmarły Polak był chowany na cmentarzu katolickim bez posługi księdza. Zastępował go ówczesny grabarz Władysław Rybak, który odmawiał z obecnymi krótką modlitwę po polsku i kropił trumnę święconą wodą. Niemowlęta, przy zgłoszeniu ich w Urzędzie Stanu Cywilnego, otrzymać mogły tylko imię umieszczone w urzędowym wykazie imion dla Polaków.
                 W Domu Katolickim zaborca urządził szwalnię odzieży i mundurów służbowych, a w kościele magazyn. Po dłuższych staraniach niemieckich katolików, a szczególnie Heinowej, żony kierownika Zentral genessenschaft, uzyskano zezwolenie na otwarcie kościoła katolickiego dla ludności niemieckiej (7 X 1944), a na bramach kościoła zawieszono tabliczki „Für Polen verboten". Nabożeństwa odprawiał ks. Mencel z Bralina. Jeszcze przed otwarciem zrabowano wszystkie dzwony (3.500 kg) oraz powyrywano żelazne ogrodzenia na cmentarzu.
                Do rodzin polskich zaczęły napływać niesamowite dowody ,,der deutschen Ordnung" w postaci urn z resztkami spalonych ofiar w niemieckich obozach koncentracyjnych. Chowano je na cmentarzu w mogiłkach mniejszych od tych, które były przeznaczone dla małych dzieci, w przeświadczeniu, że to były oryginalne szczątki ich najbliższych.

               Powoli nadchodziła chwila sprawiedliwości. Pod osłoną nocy ewakuują się obywatele niemieccy kierując się w głąb Rzeszy. Widomy to znak, że zbliża się klęska niemiecka. Rzeczywiście, 19 stycznia 1945 r. rano słychać było z dala detonacje pocisków. Wieczorem widziano łuny pożarów. W niedzielę wtargnęły do miasta pierwsze czołgi radzieckie. Ludność chroni się w piwnicach i schronach, modli się. W nocy ostrzeliwanie powoli ustaje, a w poniedziałek rano Kępno jest wolne. Dzwonią dzwony w kościele ewangelickim, w katolickim ich nie ma. Z bram naszego kościoła znikają napisy, „Für Polen verboten" i otwierają się bramy dla wszystkich wiernych Chrystusowi, by złożyli dzięki Wszechmocnemu Bogu i Matce, Królowej Polski za przeżycie wojny i błagali o dalszą opiekę nad Ojczyzną i jej ludem.

 

opr. Idzi Kalis

(300-LECIE PARAFII W KĘPNIE (1684-1984) pod redakcją ks. Zbigniewa Rapiora ΚΕΡΝΟ 1984).
 

Nasza parafia

Strona www stworzona w kreatorze WebWave.